Jak oceniasz zuryską ofertę gastronomiczną?
W Zurychu restauracji jest za dużo, w odniesieniu do tego, co te miejsca proponują. Moi znajomi, którzy tu mieszkają, mają ograniczoną liczbę lokali, do których chodzą. Wiedzą, gdzie można zjeść najlepsze fondue, gdzie kupić najlepsze bagietki, a gdzie masło do tych bagietek. To nie są osoby, które rozbijają się po knajpach, po prostu wiedzą takie rzeczy. Zauważyłam, że Szwajcarzy wcale nie lubią szczególnie wydawać pieniędzy na jedzenie na mieście. Owszem, lubią wychodzić i bywać, ale muszą mieć poczucie, że wydali swoje pieniądze mądrze i dobrze, co oznacza, że się najedli i że było do dla nich przyjemne.
Za każdym razem, kiedy jestem w Warszawie, nie mogę się nacieszyć tamtejszą ofertą kulinarną. Mam wrażenie, że Zurych jest pod tym względem dość konserwatywny i oporny na trendy.
Ale czy naprawdę chciałabyś, żeby wpakowałyby się wam tu masowo miejsca serwujące ramen? Ja mam odwrotny problem w Warszawie. Przykład: przyjeżdża znany dziennikarz ze świata, który jadł wszędzie i jest problem, gdzie go wysłać. Świetni szefowie kuchni w Polsce robią ravioli zamiast pierogów, a znalezienie w Warszawie dobrej, pewnej knajpy z polskim jedzeniem jest w tym momencie dużym wyzwaniem. Myślę, że gdybym chciała codziennie przez dwa tygodnie jeść w Zurychu smaczną różnorodną kuchnię, to spokojnie dałabym radę.
Zdarzyły Ci się jakieś szwajcarskie zaskoczenia?
Zszokowało mnie to, że Szwajcarzy palą tyle papierosów. Chyba nigdy nie zdarzyło mi się pracować w kuchni, w której osoba mówi, że teraz czegoś nie wyda, bo idzie palić. A druga rzecz to jedzenie w pośpiechu, w tramwajach, pociągach. Nie powiem, żeby mi się to podobało.
Mój cykl wywiadów nosi wspólny tytuł Polki zmieniają Szwajcarię. Gotując w Zurychu przez dwa miesiące byłaś ambasadorką polskiej kuchni. Czy zauważyłaś, że te smaki jakoś wpływają na ludzi?
Zdania wypowiedziane przez moich gości potwierdzają, że jak najbardziej. Wielu z nich nigdy nie było w Polsce, a po spróbowaniu moich dań chcą koniecznie tam pojechać. Pod wpływem smaku ludzie przypomnieli sobie, że jest taki kraj jak Polska, ale też zmienili swoje wyobrażenia o polskiej kuchni. Udało mi się złamać pewne konwenanse. Przecież my w Polsce nie jemy na co dzień bigosu!
Czy Twoim zdaniem jest coś takiego jak kobiece gotowanie?
Kobiety gotują komfortowo. Tak, że to zapamiętasz, jak pomidorową mamy czy pierogi babci. Często mówię moim kolegom kucharzom: it's just a food. Restauracje będą się zamykały, będziemy co rusz ogłaszali koniec fine diningu, a jedzenie pozostanie jedzeniem. Nie oszukujmy się, gotowanie na całym świecie jest wciąż domeną kobiet. Kobiety karmią i ma być smacznie. W wielu domach ojcowie mieli swoje popisowe dania, jak karp na Wigilię. Tymczasem to matka wykonała jedenaście pozostałych, a tego karpia to jeszcze oprawiła i pozmywała po gotowaniu. W mojej kuchni kobiece karmienie jest bardzo ważne.